To tylko moja wina
Pycha człowieka potrafi przybrać bardzo szerokie rozmiary. Usprawiedliwianie swoich grzechów i swoich wad jest czymś dosyć niebezpiecznym, ale także czymś powszechnym. Po pierwsze nie pozwala się dobrze przyjrzeć samemu sobie, nie pozwala się rozwijać. Przekonywanie siebie, że tak w zasadzie to, co robimy nie jest złe, a przynajmniej nie jest aż takie złe, jest bardzo zgubne. Wszak grzech, bez względu na swoją wagę, na wielkość wyrządzanego zła, pozostanie grzechem. To tak jakby wsypywać małe kamyki do łodzi umieszczonej na wodzie. Gdyby wrzucić do niej duży głaz, od razu zatonie, a owo zatonięcie będzie spektakularne i widoczne dla wszystkich wokoło. Jeśli jednak będziemy powoli wrzucać do łodzi małe kamyki, to łódź bardzo powoli będzie się zanurzać. Jeden mały kamyk może wówczas przeważyć, że zatonie. Niby mały, niepozorny kamyk, a jednak będzie miał bardzo duże znaczenie. Zauważam także coraz częściej zjawisko obciążania winą za grzech inne osoby. Moje zdenerwowanie to nie mój grzech, ale to wina osób, które mnie zdenerwowały, to one ponoszą za to odpowiedzialność, a nie ja i to one powinny coś zmienić. Czy jednak aby na pewno tak jest? Moje zbawienie nie jest zbawieniem innych osób, a mój grzech nie jest i nigdy nie będzie grzechem innych osób. Nawet jeśli istnieją pewne czynniki, które powodują grzech, a przecież pokusy istnieją, to nie stanowią one podstawy do tego, aby móc się usprawiedliwiać, powiedzieć, że to nie moja wina i nie mieć sobie nic do zarzucenia. Jeśli winą za swój grzech obarczam innych, to nie mam szans na nawrócenie, jestem w błędzie i będę dla osób wokół mnie coraz bardziej uciążliwą osobą, a wręcz w pewnym momencie trudno będzie ze mną wytrzymać. Pycha potrafi bowiem zniszczyć wszelkie relacje, a najgorsze jest to, że sami nie chcemy się nieraz do niej przyznać i nie chcemy niczego zmieniać obarczając za całe zło osoby z otoczenia.
Dodaj komentarz