Czy jestem gotowy?
Radosny czas oczekiwania na Boże Narodzenie. Brzmi nieco górnolotnie. Czym jest jednak i czym powinien być adwent w moim mniemaniu, w moim życiu? Na pewno czymś zupełnie odmiennym od jego wizji jak również wizji nowoczesnych Swiąt lansowanych w mediach, w tym głównie w reklamach. Przychodzi jednak czas Bożego Narodzenia, w którym stajemy się zmęczeni, chcemy fizycznie odpocząć, zwracamy uwagę na prezenty, na zastawę na stole, ale to nie jest sens, a na pewno nie dla mnie. Podstawowym pytaniem, jakie w kontekście adwentu i Bożego Narodzenia sobie zadaję, jest to czy ja tak naprawdę jestem dzisiaj, w każdym momencie gotowy na spotkanie z Bogiem. Inaczej mówiąc czy ja jestem gotowy na śmierć. Nie jestem stary, ale czy ktokolwiek zna datę swojego odejścia z tego świata? Mówiąc o gotowości na spotkanie z Bogiem, mówiąc o śmierci nie mam obaw, nie mówię o czymś smutnym, przygnębiającym, a raczej o czymś radosnym, do czego de facto przecież każdy, kto w Boga wierzy, dąży. W jaki sposób rozumiem jednakże pojęcie gotowości na spotkanie z Bogiem, jakie praktyczne przełożenie ma to na moją codzienność? Czy moje życie jest poukładane, czy też chaotyczne? Jeśli dogłębnie się zastanowię, to czy coś zakłóca moje myśli, czy coś nie daje mi spokoju, czy coś mnie dręczy? Przede wszystkim chodzi tutaj o relacje z innymi ludźmi, z tymi najbliższymi jak również i tymi, z którymi mi nie po drodze. Jezus mówi, iż składać swój dar przed ołtarzem należy wówczas, gdy przebaczyliśmy i pojednaliśmy się z ludźmi. Czym zatem jest dla mnie gotowość na spotkanie z Bogiem? Nie chodzi bynajmniej o to, aby zakończyć wszystkie swoje ziemskie sprawy, spłacić kredyty, inne długi, zwiększyć polisę ubezpieczeniową, wykonać wszystkie pilne prace domowe i można odchodzić. Nie o to chyba chodzi. Gotowość na spotkanie z Bogiem to dla mnie przebaczenie ludziom. Przebaczenie tym, którzy mnie drażnią, denerwują, którzy w jakikolwiek sposób mnie skrzywdzili, którzy mają odmienne podejście do życia, do różnych spraw, których ja nie rozumiem. Przebaczenie nie oznacza tu zapomnienia, wymazania z pamięci, nie oznacza, że teraz chętnie z każdą z tych osób będę się spotykał. Nie muszę zmieniać swoich odczuć wobec tych osób, ale mogę o nich źle nie mówić i nie myśleć, mogę po prostu w duchu powiedzieć, pomyśleć, że przebaczam. W tym momencie wiem, że chociaż grzeszny jestem i pozostanę, to jednakże o ten jeden krok bliżej Nieba, to będę bardziej gotowy na spotkanie z Bogiem, a kiedy to nastąpi, nie pozostanie mi nic innego jak rzucić się w ramiona miłosiernego Ojca.