Kościół, a wiara
Na czym opiera się moja wiara, co jest w niej najważniejsze? Zastanawiam się tak w kontekście tego, co się wokół dzieje, a konkretnie tego, co się dzieje w Kościele. Z jednej strony nieraz słyszę nawet podczas mszy świętej, podczas kazań słowa, które tam paść nie powinny, słowa raniące, słowa emanujące brakiem skromności, jakimś nieco spłyconym spojrzeniem na dany temat. Nieraz słyszę słowa będące tylko i wyłącznie teologizowaniem, którego tak naprawdę nikt nie rozumie, nad którym nikt się głebiej nie zastanawia. Z drugiej strony powstaje we mnie pytanie o istotę wiary, o istotę mojej obecności na mszy, na nabożeństwach, modlitwy. Nie jestem obecny na mszy dla kapłana, dla mojej rodziny, dla zachowania pewnego niedzielnego rytuału, ale dla Boga, dla spotkania się z Nim i to jest sens mojej wiary. Jeśli w mojej wierze, w mojej obecności na mszy świętej, jeśli w moim byciu katolikiem, osobą wierzącą, będę w głównej mierze skupiał się na postępowaniu innych, na postępowaniu kapłanów, biskupów, osób "będących bliżej Boga", jeśli będę w głównej mierze skupiał się na negatywnym wydźwięku tego postępowania - a taki niestety w wielu sytuacjach istnieje - to moja wiara nie będzie prawdziwa, a pobożne praktyki prawdopodobnie pozostaną praktykami i mogą stać się dla mnie czymś męczącym. Wierzę i chcę wierzyć ze względu na samego Boga. Jestem obecny na mszy, przystępuję do sakramentów, do spowiedzi, klękam do modlitwy dla Niego i wobec Niego, a to daje szczęście i autentyczny wewnętrzny pokój. Nie czuję się tym samym do czegokolwiek przymuszany. Dodam też, że takie aspekty jak składanie ofiary na mszy świętej, przyjmowanie kolędy, obecność w jakiejkolwiek grupie/wspólnocie parafialnej, jak i kilka innych aspektów związanych z przynależnością do Kościoła katolickiego nie są dla mniej elementem stanowiącym konieczność. Mogą one być wyrazem mojej woli, chęci. Mogą być realizowane nie dlatego, że tak wypada, ale że tak chcę. Jednocześnie też od tego rodzaju elementów bynajmniej moje zbawienie nie zależy, a zatem mogą, ale nie muszą zaistnieć. Jezus nikogo nie chce mieć na siłę i tym samym nikt w Jego Kościele nie powinien być obecny wbrew własnej woli. Jezus zaprasza, czyni to, bo kocha bezwarunkowo i wie doskonale, że człowiek będzie najszczęśliwszy i spełniony z Nim, ale niokogo do tego nie zmusza. Opierając swoją wiarę tylko lub przede wszystkim na zewnętrznych przesłankach, na obrzędach, rytuałach, nikt do końca nie będzie szczęśliwy i nikt nie pozna właściwego sensu wiary. To rodzi się znacznie głębiej.